Widzisz wartość w tym, co robimy? Wesprzyj nas dobrowolną wpłatą w serwisie Patronite.

„Bycie dobrym człowiekiem jest ważniejsze, niż bycie nawet najlepszym sportowcem” Podcast z Marcinem Lewandowskim

„Bycie dobrym człowiekiem jest ważniejsze, niż bycie nawet najlepszym sportowcem” Podcast z Marcinem Lewandowskim
Podcasty

„Bycie dobrym człowiekiem jest ważniejsze, niż bycie nawet najlepszym sportowcem” Podcast z Marcinem Lewandowskim


„Bycie dobrym człowiekiem jest ważniejsze, niż bycie nawet najlepszym sportowcem” Podcast z Marcinem Lewandowskim.


„Bycie dobrym człowiekiem jest ważniejsze, niż bycie nawet najlepszym sportowcem”

 Jesteś osobą rozpoznawalną. Czy jesteś tego świadom?

Tak, jestem. Jakby nie było wykonałem kawał dobrej roboty dla historii, dla naszego kraju i bardzo mnie to cieszy. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż jestem normalnym człowiekiem, na co dzień normalnie funkcjonuję i nie wywyższam się z tego powodu. Cały czas pozostaję sobą.

Twój sukces ma nazwisko, ale ten sukces trzeba rozdzielić na dwie konkretne osoby – Ciebie i Twojego brata, który przez zdecydowaną większość Twojej kariery prowadził Cię jako trener.

To jest w ogóle wyjątkowa sytuacja, ponieważ często się zdarza, że trenerem jest dziadek, wujek, tata, ale naprawdę bardzo rzadko bywa tak, że to brat – i to o 6 lat tylko starszy – jest Twoim trenerem. Na pewno nie było to łatwe zadanie, bo ja wychodzę z założenia, że do trenera powinno się mieć olbrzymi szacunek. Nie wyobrażam sobie takiej współpracy, w której by tego szacunku nie było. A z drugiej strony to był mój brat, z którym chciałem się pokłócić, jak to bywa z rodzeństwem. Musiałem całkowicie oddzielić te dwie rzeczy. To nie było dla mnie łatwe, ale myślę, że jeszcze trudniejsze było dla mojego brata. On niejednokrotnie musiał mnie „batem popędzić” do tego, żebym wstawał i trenował. Często widział jak już kwas mlekowy wylewa mi się uszami, bo byłem tak zmęczony, ale musiał mnie cisnąć, żebym zrobił kolejny odcinek biegowy na bieżni. Na pewno to było bardzo ciężkie zadanie, ale myślę, że ta wyjątkowość przyczyniła się do tego, że razem podbiliśmy świat na dwóch dystansach 800 i 1500 metrów. Byliśmy w czołówce światowej przez wiele, wiele lat, a to jest najtrudniejsze. Nie jest sztuką wejść na szczyt, ale się na nim utrzymać.

Jeśli przegrywasz to czy umiesz to zinterpretować, wyciągnąć lekcję, jest to dla ciebie paliwo? Czy może było tak, że to brat gorzej znosił porażki i kiedy wam się coś nie udawało, dla niego był to moment dużo cięższy niż dla Ciebie?

Często coś się nie udawało, ale doceniam te porażki, bo jestem przekonany, że – aby osiągnąć sukces – trzeba mieć zdecydowanie więcej porażek niż sukcesów. Jestem pewny, że tak to właśnie bywa. U mnie tych niepowodzeń, tych porażek było zdecydowanie więcej niż sukcesów, a mimo wszystko ciągle wstawałem silniejszy, żeby teraz znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem. A jestem dziś szczęśliwym człowiekiem, spełnionym sportowcem, szczęśliwym ojcem, mężem, przyjacielem. To jest dla mnie osobiście największy sukces, a nie te medale. To, jaką osobą jestem, kształtowały te wszystkie niepowodzenia, które towarzyszyły mi po drodze. Prawda jest taka – bez względu na to czy to jest życie prywatne, biznesowe, czy sportowe – to te same cechy decydują o osiągnięciu przez nas sukcesu lub nie. Ja wszystkiego nauczyłem się poprzez przygodę zwaną sportem. Przez wiele lat zdobyłem duże doświadczenie – osiągnąłem wiele sukcesów, przepracowałem wiele porażek, przeżyłem wiele pięknych chwil i potrafiłem te kropki gdzieś w sobie połączyć.

To nie jest tak, że znam niezawodną receptę na sukces. Jednak wiem, co trzeba zrobić, aby go w końcu osiągnąć. Jasne, że to wymaga czasu, ale jeśli będziemy konsekwentni i będziemy ciężko pracować, aby być gotowi na odpowiedni moment, to ten sukces prędzej czy później przyjdzie.

Jesteś szczęśliwym ojcem. Zrezygnowałeś z mistrzostw świata po wypadku Twojej córki, żeby poświęcić jej czas i uwagę.

Nie ma co się czarować, to była tragedia. To był bardzo poważny, niebezpieczny wypadek. Moja córeczka – wtedy w wieku 7 lat – musiała przejść dwie poważne operacje, jeździła przez dłuższy okres na wózku. Potem była rehabilitacja, nauka chodzenia, więc było bardzo źle. I w tamtym momencie zdecydowałem, że zakończę swoją przygodę ze sportem po to właśnie, żeby być z nią w domu, żeby ją wspierać. To było jedyne logiczne i sensowne wyjście. Nie żałuję tego, mimo że to był czas, kiedy uzyskiwałem swoje najlepsze wyniki, biłem kolejne rekordy kraju. To była słuszna decyzja i bardzo jestem szczęśliwy. Być może tak miało po prostu być. Szkoda, że stało się to w taki sposób, że doprowadziła do tego ta przykra historia, ale koniec końców to wtedy powiedziałem sobie dość. Jestem przeszczęśliwy, bo mogę więcej czasu spędzać z rodziną. Ale nie rozstałem się ze sportem definitywnie, ja ciągle jestem w tym sporcie. Ciągle trenuję, ciągle zasuwam. Może już to nie będą medale mistrzostw świata, ale cały czas ciężko pracuję, teraz przede wszystkim dla wojska. Bardzo mocno działam w Decathlonie, ale oczywiście wszystko co tutaj robię jest związane ze sportem, tu się też spełniam, realizuję. Ja zawsze byłem takim typem człowieka, że nie bałem się końca swojej kariery. Szkoda, że to się stało z takich powodów, w takim momencie. Ale z drugiej strony byłem bardziej podekscytowany niż przerażony tym, że muszę zakończyć karierę.

Co myślisz o biegaczach i sportowcach amatorach? Oni nigdy nie zbliżą się do Twoich wyników?

Prawda jest taka, że mam olbrzymi szacunek do ludzi, którzy z własnej woli idą się poruszać. Często widzę takich pozytywnych świrów sportowych, którzy biegają o 5 rano, bo później idą do pracy. Mnie nie bardzo to wychodziło, żeby wstać w takiej dziwnej godzinie i pójść się poruszać, czy też późnym wieczorem po ciężkim dniu. Ja to robiłem z innego powodu. Oprócz tego, że to była moja pasja, to była też moja praca. Nie ma co się oszukiwać, zarabiałem tam dobre pieniądze i chcąc nie chcąc musiałem wyjść trenować. A ludzie, którzy to robią w stu procentach dla siebie – bo dobrze się z tym czują, albo mają jakieś wewnętrzne cele – to mam do nich dużo większy szacunek niż miałem do siebie. Tak naprawdę bardzo podziwiam takich ludzi, bo wiem, że nie jest to łatwe.

Co sport dla przeciętnej osoby może wnieść do życia? Jakie będą mieć z tego korzyści?

Każdy ma swoje motywacje i każda z nich jest dobra i ważna. Nie ma znaczenia, co nas motywuje – ważne, że chcemy to robić biegając po lasach, blisko natury. Pewne jest to, że podczas tych rozbiegań ładujemy się energią, dotleniamy, powodujemy wzrost endorfin. W takim momencie przychodziły mi do głowy najlepsze życiowe myśli i pomysły, które potem wprowadzałem w życie. Dzieje się tak dlatego, ponieważ biegając jesteśmy spokojni, zrelaksowani, dotlenieni, nasz mózg i cały organizm całkowicie inaczej reaguje. Bieganie spokojne po lesie to moja świątynia, tam się dobrze czuję, tam świetnie spędzam czas. Nie ma nic lepszego, bo tam czuje się po prostu wolność.

 

Marcin Lewandowski – polski lekkoatleta, specjalizujący się w biegach średnich, brązowy medalista mistrzostw świata z katarskiej Dohy na dystansie 1500 m. Wielokrotny Mistrz Europy i medalista mistrzostw Europy na dystansach 800 i 1500 m. Przez ponad 15 lat stanowił o sile polskich biegów średnich. Uczestnik czterech Igrzysk Olimpijskich z rzędu. W 2022 roku zakończył profesjonalne starty. Obecnie żołnierz zawodowy Wojska Polskiego, przedsiębiorca, mówca i popularyzator sportu.

 

 

Tu możesz posłuchać podcastu z Marcinem Lewandowskim

Zanim klikniesz „Przejdź do strony” lub zamkniesz to okno, prosimy o przeczytanie Polityki Prywatności.

Prosimy w niej o Twoją dobrowolną zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez naszych partnerów biznesowych oraz przekazujemy informacje o tzw. cookies i o przetwarzaniu przez nas Twoich danych osobowych.

Klikając „Przejdź do strony” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, zgadzasz się z naszym regulaminem Polityki Prywatności.

Polityka Prywatności