Inspirujemy
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku
Wszyscy jedziemy na tym samym wózku
Skaliste i masywne góry, rzeka, a za nią soczyście zielone łąki ciągnące się po horyzont. Pośrodku tego piękna my: dwie zakochane pary, które zapragnęły spędzić wakacje na rowerach. Podczas tamtej wyprawy zrobiliśmy prawie tysiąc kilometrów, pokonaliśmy kilka przewyższeń o 16-18 procentowym nachyleniu. Co noc obozowaliśmy w innym miejscu, rozkoszując się widokiem gwiazd nad nami. I chociaż na początku nic tego nie zapowiadało, ja także zdołałam pedałować przez mordercze dla mnie odcinki. Najtrudniejszą walkę i tak stoczyłam w swojej głowie…
Już po pierwszych kilometrach wyszło na jaw, że z całej ekipy mam najgorszą kondycję, na podjazdach prowadziłam rower spowalniając pozostałych, a przez resztę trasy znacznie odstawałam tempem. Niby się tego spodziewałam, bo trudno dogonić dwóch wysportowanych chłopaków i dziewczynę, która codziennie trenowała. Ja wtedy więcej czasu spędzałam przy biurku niż na rowerze, no i dźwigałam nadprogramowe kilogramy, co także nie pomagało mi w jeździe. Moim towarzyszem w tej podróży był już nie tylko mój chłopak, ale i dławiący wstyd.
Bo nie nadążałam za innymi.
Bo wszyscy musieli na mnie czekać.
Bo przed każdą górą drżałam, wiedząc, że czeka mnie kolejne upokorzenie.
Bo byłam najsłabsza.
Bo mimo ich uśmiechów, czułam presję, że przeze mnie jedziemy wolniej.
Bo byłam najgrubsza i z moim podwójnym podbródkiem nie wychodziłam na zdjęciach tak ładnie, jak koleżanka.
Te myśli kotłowały mi się w głowie i zapętlone jak zepsuta kaseta nie pozwalały cieszyć się wyjazdem. W końcu jednak musiałam przyznać się, że czuję mało wartościowa i niepotrzebna w takiej wysportowanej ekipie. W odpowiedzi usłyszałam, że i oni nieraz czują się gorsi. Bo ktoś z nich dużo je i potrzebuje częstszych postojów. Ktoś miał migreny i czuł, że tym samym utrudnia życie reszcie ekipy. Ktoś dwa dni temu się zatruł i miał wyrzuty sumienia, bo wszyscy na niego czekaliśmy.
Ta historia sprzed kilku lat obrazuje nie tylko dławiący wstyd, jakiego każdy z nas może doświadczyć, ale i możliwość poradzenia sobie z nim.
On nas przekonuje, że nie dajemy rady, jesteśmy gorsi i niewystarczający, a z pomocą przychodzi empatia i współczujące podejście do siebie – self-compassion. Jego ważnym komponentem jest świadomość, że WSZYSCY JEDZIEMY NA TYM SAMYM WÓZKU. Dokładnie tak, jak na rowerach, w życiu też wszyscy ludzie doświadczają trudności. Każdy czasem czuje się niepotrzebny, niechciany, słabszy, gorszy. Każdy mierzy się z ze słabościami, wyrzutami sumienia, poczuciem winy. Każdy czasem krzyknie w złości, każdy ma na koncie sytuację, gdy postąpił niezgodnie ze swoimi wartościami. Ta świadomość pozwala nam oderwać się nieco od przekonania, że to tylko o nas i że to z nami jest coś nie tak, skoro w naszym życiu coś takiego się dzieje. Bycie człowiekiem zakłada popełnianie błędów, upadki, porażki i niedoskonałość. Rozwijanie tego składnika samowspółczucia jest możliwe przy pomocy innych ludzi – dlatego bardzo zachęcam do długich, szczerych rozmów o tym, czego nie pokazalibyśmy na Instagramie.
Autorka tekstu
Monika Chochla - psycholożka, trenerka kompetencji miękkich, terapeutka Racjonalnej Terapii Zachowania. Od 10 lat jako trener i coach wspiera rozwój takich kompetencji jak: komunikacja, efektywna współpraca w zespole, praca z krytykiem wewnętrznym, rozwój samoświadomości własnej i zaufanie w związku. W pracy z ludźmi najbardziej lubi błysk w oku oznaczający, że ktoś właśnie odkrył w sobie moc i siłę do pełniejszego życia oraz że przyjmuje siebie w całości z tym, co w nim silne i wrażliwe. Przeprowadziła ponad 1800 godzin szkoleniowych oraz ponad 800 indywidualnych konsultacji psychologicznych i coachingowych. Prowadzi autorskie warsztaty psychologiczne dla osób wierzących, inspiruję ludzi do życia zaangażowanego pisząc bloga www.chcemisie.com.pl.
Prywatnie: żona, mama, miłośniczka wypraw rowerowych po Polsce i Europie.